sobota, 8 lutego 2014

Prolog (AMANDA)

Biegłam z prędkością córki Nike. Po moich plecach i po moim czole spływały krople potu. Po policzkach natomiast łzy. Promyki słońca dawały mi chodź trochę energii. Wiedziałam, że jeszcze 250 kilometrów.
- Śmierć za życie nie jest takie złe kogoś innego, co nie? - Mam nadzieję.
Mojej misji dobiegł kres. Już niedługo będzie po wszystkim. Koniec.
Biegłam coraz wolniej. Czułam, że nogi zapadają się w chodnik. 
- Jeszcze kilka metrów - powtarzałam się. 
Pomyślałam, o najlepszy chwilach mojego nędznego życia. O pierwszym pocałunku, o tym jak zostałam uznana, o mojej pierwszej myśli, o ludziach którzy ze mną byli, DO KOŃCA - Annabeth, Percy, Nico, Leo, Travis, Rosalie, Hazel, Frank, Reyna... Leon.
Miałam ich zostawić. Chciałam zawrócić. Ale za bardzo kochałam tą osobę. Bałam się śmierci. Po raz pierwszy. Nie chciałam umierać dla przyjaciół których miałam. Promyki słońca pieściły moją skórę. W pewnym momencie czas zwolnił. Miałam czas na rozmyślanie o... Tak właściwie to o wszystkim.
O tym, że spotkam mamę, że kiedyś spotkam innych. Tyle osób zginęło. Tyle poległo w czasie kiedy żyję. Tyle przyjaciół. I tak jestem tylko małą istotką co nie ma pojęcia o życiu. Osiemnaście lat, będą mówić, że byłam za młoda na śmierć. 17 Lipca 2014 roku - Zgon Amanda Dafne Liddle. Ciekawe jak wszyscy to przeżyją. 
- Podjąć musi herosów dziewięcioro wyzwanie... Lecz Herosów siedmioro zwycięży. - Już rozumiem. Tylko kto jeszcze zginie? Dobrze by było gdyby mnie zaliczy liczono jako dwóch.

*** 

Zauważyłam, że to już koniec drogi. 3 metry przede mną  stał już budynek w którym miałam stracić życie. Nigdy nie zobaczyć moich przyjaciół. Wiedziałam, że za 10 - 20 minut wszystko się skończy. 
Coraz bliżej. i nagle stałam naprzeciwko drzwi. Mój oddech zwolnił. Czas zwolnił. Ponownie. 
Kiedy weszłam do środka zobaczyłam jedną salę w której zgrabnie poruszały się baletnice. Zazdrościłam im.
Weszłam po schodach. Ostatni stopień w moim życiu. Słyszałam, krzyki. Krzyki Leona. Wreszcie zrozumiałam. To pułapka. Zza drzwi wychylał się jedynie mój kat, morderca. A Leona nie było. Znaczy był. Ale nie tu. Byłam głupia. Co ja zrobiłam ?! Teraz zginę w rękach wampira przez własną głupotę. Miałam się odwrócić i wyjść ale on był szybszy. Potem poczułam ogień. Paliłam się. Następnie spadałam. Usłyszałam tylko krzyk Annabeth. Potem zaczęła szlochać. Dalej spadałam. I KONIEC. Koniec wszystkiego. 
Umarła Amanda Dafne Liddle. Zgon 17 lipca 2014 rok, godzina nieznana. Zmarła przez własną głupotę.
Ale to nie wszystko. Poczułam jak ktoś mnie przytula. A potem już nic nie poczułam. Tylko czekałam na
wyrok.

_________________________________________________________________________________

Ogółem ten prolog mi się baaaaaaaaardzo nie podoba -.- Może dlatego, że dziś wena opuściła mój mózg. No ale muszę się rozwijać.

Przepraszam, że w prologu jest za dużo ale przecież nikt nie wie jak się skończy, nieprawdaż?

Nie martwcie się tu nie będzie żadnych wampirów haha. Po prostu Amanda myślała, że to wampir. To będzie ktoś z obozu. Nie jestem taka głupia by robć tu jakiś Zmierzch ahahahahhaha XD

2 komentarze:

  1. Proszę cie zmieni tego wampira. Wampir w starożytnej Grecji ? Proszę, oszczędź mnie ... Proszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się tu nie będzie żadnych wampirów haha. Po prostu Amanda myślała, że to wampir. To będzie ktoś z obozu. Nie jestem taka głupia by robć tu jakiś Zmierzch ahahahahhaha XD

    OdpowiedzUsuń